Przeglądanie internetowej prasy nieuchronnie wiąże się z czytaniem (często mimowolnym) komentarzy pozostałych czytelników. Oczywiście większość z nich to zwykły, pospolity trolling bez polotu („moja racja jest mojsza niż twojsza”), ale coraz częściej pojawiają się trolle-specjaliści. Takie wykształcone osobniki zwykle podważają opinie eksperckie i zastępują je jedynym prawdziwym (czyli Własnym) poglądem. Wśród licznych przewodów naukowych dotyczących lotnictwa, energii atomowej i historii pojawił się jeden, który zaskoczył mnie swoją absurdalnością.
Zaczęło się całkiem niewinnie – artykuł mówiący o tym, że jakiś naukowiec ma podstawy twierdzić, że odkrył w meteorycie życie. Odkrycie jak każde inne jest z pewnością cenne dla nauki nawet jeśli ów naukowiec miałby przez nie stracić pracę (gdyby okazało się, że to bzdura). Konsekwencją tego faktu wg odkrywcy może być między innymi pozaziemski rodowód całego życia na Ziemi. Słowem - całkiem interesujące znalezisko, które może nam powiedzieć więcej o wszechświecie i małych szarych ludzikach. Forumowicze nie podzielali radości odkrywcy ani nawet nie odnosili odkrycia do niedawnych wydarzeń w Polsce („słoń a sprawa polska”). Zamiast tego rozgorzała dyskusja na temat… religii katolickej.
Skąd takie przejście z kosmitów na Kościół? Ano kilka "znanych ekspertów" napisało, że to obala ideę stworzenia świata i wszystkiego co na nim przez Boga. W zasadzie logiczne – życie jest z kosmosu to nie mogło powstać na Ziemi. Te ataki były odpierane przez zbyt nadgorliwych kreacjonistów, którzy wszelkie naukowe teorie i dowody są w stanie podważyć prostym stwierdzeniem „nie ma tego w Piśmie”. Oczywiście naukowcy nie dawali za wygraną i promowali teorię ewolucji wraz z paroma jej dziurami i nieścisłościami. Skończyło się na wielkiej kłótnio istnienie Boga, o to czy dinozaury zostały przez Niego podrzucone aby ćwiczyć wiernych (a przecież każdy wie, że Bóg stworzył w tym celu Arrakis) oraz o to czy pochodzi od małpy czy też może od przedwiecznego glona z odmętów kosmosu. Jednym słowem chaos.
Po co o tym piszę? Ano zaciekawiło jak wielką wagę przykłada się do pierwszej księgi Starego Testamentu. Czy to naprawdę aż takie ważne z punktu widzenia wiary jak Bóg stworzył Ziemię i ile mu to zajęło? Ja rozumiem, ze interpretacja stworzenia świata jako przenośni implikuje interpretację całej reszty również jako przenośni co z kolei sprawia, że Jezus Chrystus traci na znaczeniu (zmartwychwstał "w przenośni", nie jest fizycznie obecny w Eucharystii itd.).Dlaczego centralnym punktem sporu było pierwsze siedem dni tego świata? Naprawdę nie ma niczego ważniejszego w Piśmie świętym niż sposób w jaki Bóg dokonał aktu stworzenia? Naprawdę nie ma lepszych sposobów na atakowanie katolików niż udowadnianie im, że Ziemia nie powstała w siedem dni? Krucjaty i stosy to za mało?
Pomijam nawet fakt, że wiara jest kwestią wiary, a teoria to tylko teoria. Jeśli znaleźć dowody i potwierdzone fakty to obie zamieniają się w zwykłą wiedzę…