W moim dość krótkim życiu natknąłem się na wiele subkultur. W czasach mojej podstawówki królowali blokersi i „skejci”, w liceum było już zdecydowanie więcej metali i punków, na studiach – wszystkiego po trochu. Spotykałem dresów, metroseksualistów, debili, blachary, słodkie idiotki, pokemony, Emo, dzieci neo… Słowem najróżniejsze mniej lub bardziej sensowne światopoglądy (lub ich brak), ich pochodne oraz mieszanki. Moimi „ulubieńcami” są jednak od dawien dawna skini i to o nich będzie w dzisiejszym paśmie autolansu.
Nasi kochani narodowcy pojawiają się w dwóch formach – jawnej i ukrytej. Forma ukryta to najczęściej zwykli krzykacze z kilkoma sensownie udzielającymi się na forum publicznym wyjątkami (tych ostatnich szanuję jak każdego, kto ceni dialog). Forma jawna to moim zdaniem dość poważny problem.
Zacznijmy od ideałów. Jak wiadomo są to: Bóg, honor i ojczyzna. Godna uznania jest gotowość do obrony ojczyzny i poświęcenie dla niej. Walka z falami obcokrajowców, głównie z krajów arabskich, którzy niestety coraz bardziej dokuczają wielu państwom europejskim wydaje się uzasadniona. Szkoda, że jedyną formą tej walki jaką udaje mi się zaobserwować to częstowanie glanem każdego, kto ma ciemniejszą karnację. Praktycznie brak sensownych propozycji zmiany prawa, brak „normalnych” akcji przedstawiających narodowo-socjalistyczny punkt widzenia, brak jakiejkolwiek kreatywnej działalności. Jedyne co widać to przepełnione agresją manifestacje, plucie jadem w artykułach, wychwalanie nazizmu (co jest notabene niezgodne z prawem). Rozumiem obawy związane z obcokrajowcami i chęć poradzenia sobie z problemem, ale dlaczego nie jest to poparte poważnymi działaniami.
Kompletnie natomiast nie rozumiem dlaczego praktycznie cała symbolika została zapożyczona od faszystowskich Niemiec lub nordyckich run. Dlaczego nasz rodzimy nacjonalizm tak naprawdę odwołuje się wprost do ideologii, które chciały zniszczyć naszą państwowość? Dlaczego symbolami są swastyki, „88” (hh – heil Hitler, swoją drogą pomysł zmiany liter na cyfry pochodzi z żydowskiej kabały), „14” (14 słów), triskelion, runa odal czy krzyż celtycki. Wiem, że świąszczyca czy falanga to polskie symbole, ale mimo wszystko skąd umiłowanie rasy aryjskiej skoro jesteśmy Słowianami? Tłumaczenie jest przeważnie tak samo głupie jak symbolika – bo kiedyś te symbole miały inne znaczenie, bo oni tępili Żydów i dobrze robili, bo oni uznawali czystość rasy i wyższość białych nad kolorowymi. Tylko dlaczego prawdziwi polscy patrioci zostali wymordowani przez nich? Dlaczego mamy na terenie naszego kraju obozy zbudowane w celu mordowania polaków? Wychwalamy polskość i jednocześnie utożsamiamy się z ludźmi, którzy wielbili niemieckość. Bardzo sensowne.
Symbolika to jednak drobiazg. Największym moim zdaniem problemem naszych ruchów narodowo socjalistycznych jest ich zastraszenie. Wszędzie widać wrogów, wszędzie czai się zagrożenie, wszyscy są przeciwko Polsce (takie zastraszanie narodu pojawiło się też niedawno w „normalnej” polityce). Rząd to komuniści albo co gorsza Żydzi, cały kapitał jest w rękach obcokrajowców (i Żydów), wszystkim steruje po cichu Ameryka, a jak mamy gdzieś wolną rękę to jesteśmy sterowani przez Rosję (bo rząd to komuniści) albo przez Żydów (bo tak), a panoszące się wszędzie pedalstwo prowadzi do zwyrodnienia społeczeństwa. Muszę przyznać, że gdybym w to wierzył siedziałbym w domu i nic nie robił, bo nie miałoby to żadnego sensu.
Interesujące jest to, że mimo to skin wychodzi na ulicę i pokazuje jaki jest silny. Staje dumnie w obronie polskości przed tym wszystkim. Niestety oznacza to, że broni polskości przed każdym. Dlaczego kiedy idę ulicą i widzę skina odruchowo przechodzę na drugą stronę? Przecież jestem polakiem, uczciwie zarabiam na życie, płacę podatki i staram się dobrze świadczyć o Polsce. Mimo to wiem, że bez powodu mogę stracić kilka zębów, bo zostanę uznany za jednego z wrogów. Jedynymi prawdziwymi Polakami według narodowców są inni narodowcy. Nie ma miejsca na różnice poglądów i jakiekolwiek myślenie…
Nie potępiam w żaden sposób konserwatyzmu i poglądów nieco zmierzających w stronę nacjonalizmu. Jednak czytając portal nacjonalista.pl, słuchając zespołu Honor czy Konkwista 88, widząc promujące faszyzm manifestacje („prawie” zgodne z prawem - manifestowanie w liczbie poniżej 15 osób), ciągłe obrażanie ludzi i pomiatanie nimi dochodzę do wniosku, ze jeśli tak ma wyglądać prawdziwy patriotyzm to ja się wypisuję.
Opisałem tutaj ruchy radykalne więc nie dziwne, że zalazłem tyle negatywnych stron. Problem polega na tym, że innych ruchów narodowościowych niż radykalne nie zauważyłem. Mam nadzieję, że jestem ślepy.
sobota, 22 maja 2010
środa, 12 maja 2010
100512
„Sport - ćwiczenia i gry mające na celu rozwijanie sprawności fizycznej i dążenie we współzawodnictwie do uzyskania jak najlepszych wyników” (za SJP). Taka definicja sportu jest niestety krzywdząca dla niektórych dyscyplin takich jak brydż sportowy czy szachy. Dlatego Encyklopedia PWN podaje inną: „Sport - z założenia pokojowe współzawodnictwo, którego istotę stanowi indywidualna bądź zespołowa rywalizacja (wg określonych reguł) prowadzona zgodnie z zasadami fair play oraz dążenie do osiągania jak najlepszych wyników, podejmowane także m.in. w celu rekreacji i doskonalenia własnych cech fizycznych; wyraża się przez ćwiczenia i gry uprawiane wg określonych zasad; sprzyja zachowaniu zdrowia oraz rozwija cechy osobowości, m.in.: wytrwałość, silną wolę, zdyscyplinowanie, poczucie solidarności i koleżeństwa.” Zgodnie z tą definicją wszyscy zawodowi brydżyści, szkaciorze, scrabbliści i szachiści mogą i wg polskiej mentalności są uważani za sportowców. Dlaczego nie jest tak z grami komputerowymi?
e-Sport rozpoczął się od gier Doom i Doom II, kiedy zorganizowano pierwsze turnieje. Profesjonalne ligi rozpoczęły się wraz z pojawieniem się Quake. Nagrodą w pierwszym turnieju było nowiutkie czerwone Ferrari. Dziś, 17 lat po premierze Doom, na świecie istnieje setki klanów, lig i turniejów, a gry takie jak Counter-Strike, Modern Warfare, Starcraft czy Warcraft III są wyznacznikami standardów e-sportu. Zawodnicy trenują kilka godzin dziennie rozwijając intelekt, zdolność szybkiego myślenia, współdziałanie w drużynie i koordynację oko-ręka. Mimo to świat zachodu (na wschodzie jest zupełnie inaczej…) nie akceptuje takiego spędzania wolnego czasu jako aktywność sportową, a zawodowi gracze są niejednokrotnie wyśmiewani i szykanowani.
Podstawowym argumentem jest wyświechtana fraza „gra w zabijanie nie może być sportem”. Oczywiście więcej przemocy jest w boksie czy krav maga i jest ona bardziej bezpośrednia, ale chyba nie w tym problem. Moim zdaniem osoby posługujące się tą frazą mylą gracza z psychopatą. Gracz doskonale wie, że siedzi przed komputerem i widzi trójkąty dokładnie tak samo jak karciarz widzi karty. Psychopata widzi w ekranie inny świat, do którego ucieka i który przesłania mu rzeczywistość, a „strzelanie do ludzi” sprawia mu chorą przyjemność. Różnica jest chyba oczywista – trudno porównać zawodowego pokerzystę z osobą uzależnioną od hazardu. Zresztą dla zawodowego (ligowego) gracza trening to trening, a nie ucieczka od rzeczywistości. Czy ktoś ma pretensje do Kasparowa, że przez całe życie praktycznie nic innego nie robi tylko gra w szachy?
Najbardziej denerwujące jest traktowanie e-sportowców jak dziwaków marnujących życie. Ostatnio widziałem wywiad z jednym z najlepszych graczy w Counter-Strike na świecie - naszym rodakiem Filipem 'Neo' Kubskim. Prowadzący pytał go czy nie uważa, że traci czas, co ma zamiar robić później skoro teraz tylko gra, czy myśli, że zmarnował sobie życie, jak się układają jego relacje z rodziną… Słowem – zamiast zwykłych pytań do sportowca o samą grę i o to jak doszedł do bycia mistrzem, redaktor szyderczym tonem sugerował, że jego rozmówca jest niepoważny. Ciekawe czy w wywiadzie z Adamem Małyszem tak samo by się zachowywał. Dodam, że porównanie do Małysza nie jest chybione – ‘Neo’ był członkiem najlepszego na świecie w latach 2004 – 2008 klanu Pentagram (PGS – nazwa się zmieniała). Dlaczego praktycznie nikt nie traktuje tego poważnie?
Rozumiem, że widok dziecka grającego wiele godzin w jakąś grę i nie robiące niczego innego może martwić rodziców. Nie mam zamiaru negować faktu, że gry uzależniają i potrafią zniszczyć życie. Wydaje mi się jednak, że ktoś, kto chce osiągnąć jakiś sukces i ma do tego predyspozycje wymyka się z tego schematu. Wymaga to jednak zrozumienia i podjęcia ważnej decyzji – trenować profesjonalnie czy nie. Wywiad z rodziną Neo pokazuje, że nie jest to „no-life”, którego nie znają nawet jego rodzice. Niestety media pokazują praktycznie tylko negatywne aspekty gier komputerowych, a rodzicom wygodnie przyjąć, że to gry szkodzą, a nie ich brak czasu i zaniedbanie. W efekcie e-sport jest marginesem nie wspieranym praktycznie przez nikogo, a min. w Niemczech czy Wielkiej Brytanii jest wręcz tępiony. A szkoda…
e-Sport rozpoczął się od gier Doom i Doom II, kiedy zorganizowano pierwsze turnieje. Profesjonalne ligi rozpoczęły się wraz z pojawieniem się Quake. Nagrodą w pierwszym turnieju było nowiutkie czerwone Ferrari. Dziś, 17 lat po premierze Doom, na świecie istnieje setki klanów, lig i turniejów, a gry takie jak Counter-Strike, Modern Warfare, Starcraft czy Warcraft III są wyznacznikami standardów e-sportu. Zawodnicy trenują kilka godzin dziennie rozwijając intelekt, zdolność szybkiego myślenia, współdziałanie w drużynie i koordynację oko-ręka. Mimo to świat zachodu (na wschodzie jest zupełnie inaczej…) nie akceptuje takiego spędzania wolnego czasu jako aktywność sportową, a zawodowi gracze są niejednokrotnie wyśmiewani i szykanowani.
Podstawowym argumentem jest wyświechtana fraza „gra w zabijanie nie może być sportem”. Oczywiście więcej przemocy jest w boksie czy krav maga i jest ona bardziej bezpośrednia, ale chyba nie w tym problem. Moim zdaniem osoby posługujące się tą frazą mylą gracza z psychopatą. Gracz doskonale wie, że siedzi przed komputerem i widzi trójkąty dokładnie tak samo jak karciarz widzi karty. Psychopata widzi w ekranie inny świat, do którego ucieka i który przesłania mu rzeczywistość, a „strzelanie do ludzi” sprawia mu chorą przyjemność. Różnica jest chyba oczywista – trudno porównać zawodowego pokerzystę z osobą uzależnioną od hazardu. Zresztą dla zawodowego (ligowego) gracza trening to trening, a nie ucieczka od rzeczywistości. Czy ktoś ma pretensje do Kasparowa, że przez całe życie praktycznie nic innego nie robi tylko gra w szachy?
Najbardziej denerwujące jest traktowanie e-sportowców jak dziwaków marnujących życie. Ostatnio widziałem wywiad z jednym z najlepszych graczy w Counter-Strike na świecie - naszym rodakiem Filipem 'Neo' Kubskim. Prowadzący pytał go czy nie uważa, że traci czas, co ma zamiar robić później skoro teraz tylko gra, czy myśli, że zmarnował sobie życie, jak się układają jego relacje z rodziną… Słowem – zamiast zwykłych pytań do sportowca o samą grę i o to jak doszedł do bycia mistrzem, redaktor szyderczym tonem sugerował, że jego rozmówca jest niepoważny. Ciekawe czy w wywiadzie z Adamem Małyszem tak samo by się zachowywał. Dodam, że porównanie do Małysza nie jest chybione – ‘Neo’ był członkiem najlepszego na świecie w latach 2004 – 2008 klanu Pentagram (PGS – nazwa się zmieniała). Dlaczego praktycznie nikt nie traktuje tego poważnie?
Rozumiem, że widok dziecka grającego wiele godzin w jakąś grę i nie robiące niczego innego może martwić rodziców. Nie mam zamiaru negować faktu, że gry uzależniają i potrafią zniszczyć życie. Wydaje mi się jednak, że ktoś, kto chce osiągnąć jakiś sukces i ma do tego predyspozycje wymyka się z tego schematu. Wymaga to jednak zrozumienia i podjęcia ważnej decyzji – trenować profesjonalnie czy nie. Wywiad z rodziną Neo pokazuje, że nie jest to „no-life”, którego nie znają nawet jego rodzice. Niestety media pokazują praktycznie tylko negatywne aspekty gier komputerowych, a rodzicom wygodnie przyjąć, że to gry szkodzą, a nie ich brak czasu i zaniedbanie. W efekcie e-sport jest marginesem nie wspieranym praktycznie przez nikogo, a min. w Niemczech czy Wielkiej Brytanii jest wręcz tępiony. A szkoda…
Subskrybuj:
Posty (Atom)