środa, 12 maja 2010

100512

„Sport - ćwiczenia i gry mające na celu rozwijanie sprawności fizycznej i dążenie we współzawodnictwie do uzyskania jak najlepszych wyników” (za SJP). Taka definicja sportu jest niestety krzywdząca dla niektórych dyscyplin takich jak brydż sportowy czy szachy. Dlatego Encyklopedia PWN podaje inną: „Sport - z założenia pokojowe współzawodnictwo, którego istotę stanowi indywidualna bądź zespołowa rywalizacja (wg określonych reguł) prowadzona zgodnie z zasadami fair play oraz dążenie do osiągania jak najlepszych wyników, podejmowane także m.in. w celu rekreacji i doskonalenia własnych cech fizycznych; wyraża się przez ćwiczenia i gry uprawiane wg określonych zasad; sprzyja zachowaniu zdrowia oraz rozwija cechy osobowości, m.in.: wytrwałość, silną wolę, zdyscyplinowanie, poczucie solidarności i koleżeństwa.” Zgodnie z tą definicją wszyscy zawodowi brydżyści, szkaciorze, scrabbliści i szachiści mogą i wg polskiej mentalności są uważani za sportowców. Dlaczego nie jest tak z grami komputerowymi?

e-Sport rozpoczął się od gier Doom i Doom II, kiedy zorganizowano pierwsze turnieje. Profesjonalne ligi rozpoczęły się wraz z pojawieniem się Quake. Nagrodą w pierwszym turnieju było nowiutkie czerwone Ferrari. Dziś, 17 lat po premierze Doom, na świecie istnieje setki klanów, lig i turniejów, a gry takie jak Counter-Strike, Modern Warfare, Starcraft czy Warcraft III są wyznacznikami standardów e-sportu. Zawodnicy trenują kilka godzin dziennie rozwijając intelekt, zdolność szybkiego myślenia, współdziałanie w drużynie i koordynację oko-ręka. Mimo to świat zachodu (na wschodzie jest zupełnie inaczej…) nie akceptuje takiego spędzania wolnego czasu jako aktywność sportową, a zawodowi gracze są niejednokrotnie wyśmiewani i szykanowani.

Podstawowym argumentem jest wyświechtana fraza „gra w zabijanie nie może być sportem”. Oczywiście więcej przemocy jest w boksie czy krav maga i jest ona bardziej bezpośrednia, ale chyba nie w tym problem. Moim zdaniem osoby posługujące się tą frazą mylą gracza z psychopatą. Gracz doskonale wie, że siedzi przed komputerem i widzi trójkąty dokładnie tak samo jak karciarz widzi karty. Psychopata widzi w ekranie inny świat, do którego ucieka i który przesłania mu rzeczywistość, a „strzelanie do ludzi” sprawia mu chorą przyjemność. Różnica jest chyba oczywista – trudno porównać zawodowego pokerzystę z osobą uzależnioną od hazardu. Zresztą dla zawodowego (ligowego) gracza trening to trening, a nie ucieczka od rzeczywistości. Czy ktoś ma pretensje do Kasparowa, że przez całe życie praktycznie nic innego nie robi tylko gra w szachy?

Najbardziej denerwujące jest traktowanie e-sportowców jak dziwaków marnujących życie. Ostatnio widziałem wywiad z jednym z najlepszych graczy w Counter-Strike na świecie - naszym rodakiem Filipem 'Neo' Kubskim. Prowadzący pytał go czy nie uważa, że traci czas, co ma zamiar robić później skoro teraz tylko gra, czy myśli, że zmarnował sobie życie, jak się układają jego relacje z rodziną… Słowem – zamiast zwykłych pytań do sportowca o samą grę i o to jak doszedł do bycia mistrzem, redaktor szyderczym tonem sugerował, że jego rozmówca jest niepoważny. Ciekawe czy w wywiadzie z Adamem Małyszem tak samo by się zachowywał. Dodam, że porównanie do Małysza nie jest chybione – ‘Neo’ był członkiem najlepszego na świecie w latach 2004 – 2008 klanu Pentagram (PGS – nazwa się zmieniała). Dlaczego praktycznie nikt nie traktuje tego poważnie?

Rozumiem, że widok dziecka grającego wiele godzin w jakąś grę i nie robiące niczego innego może martwić rodziców. Nie mam zamiaru negować faktu, że gry uzależniają i potrafią zniszczyć życie. Wydaje mi się jednak, że ktoś, kto chce osiągnąć jakiś sukces i ma do tego predyspozycje wymyka się z tego schematu. Wymaga to jednak zrozumienia i podjęcia ważnej decyzji – trenować profesjonalnie czy nie. Wywiad z rodziną Neo pokazuje, że nie jest to „no-life”, którego nie znają nawet jego rodzice. Niestety media pokazują praktycznie tylko negatywne aspekty gier komputerowych, a rodzicom wygodnie przyjąć, że to gry szkodzą, a nie ich brak czasu i zaniedbanie. W efekcie e-sport jest marginesem nie wspieranym praktycznie przez nikogo, a min. w Niemczech czy Wielkiej Brytanii jest wręcz tępiony. A szkoda…

1 komentarz:

  1. Przywołana rozmowa to czysty skandal. Na miejscu pana Filipa bym po paru pytaniach podziękował dziennikarzynie. Jeśli ktoś wykazuje taką ignorancję i uprzedzenia, to z nim raczej - za przeproszeniem - nie warto rozmawiać.

    Co do stereotypowego traktowania e-sportu, to jest pochodna typowego podejścia "gry to zuo", powszechnego wciąż w społeczeństwie. Zmiana wymaga tu chyba wymiany pokoleń.

    OdpowiedzUsuń