środa, 29 września 2010

100929

Mówi się, że w życiu człowieka pojawiają się momenty zmieniające całkowicie jego świat. Pierwsze mleko z butelki, pierwsze samodzielne pójście do łazienki, pójście do przedszkola, zmiana przedszkola na szkołę, matura…. Jest tego trochę. Mówi się, że matura wyznacza granicę między dzieciństwem a dorosłością, skończenie studiów między beztroskim życiem a samodzielnością, ślub między samodzielnością a odpowiedzialnością…. Uff… Strasznie dużo tych granic. Chciałoby się zacytować klasyka: „keine Grenzen!”. Warto się jednak zastanowić czy te wydarzenia faktycznie zmieniają radykalnie nasze życie.

Zacznijmy od zmiany otoczenia spowodowanej ukończeniem pewnego etapu edukacji. Znikają stare szkolne przyjaźnie, zmienia się atmosfera, zmieniają się ludzie, człowiek dorośleje… Tak? W dwa miesiące wakacji człowiek i wszyscy ludzie wokół niego całkowicie się zmieniają? Chyba jednak nie. Jeśli mówimy o zmianie otoczenia musimy pamiętać, że człowiek otacza się ludźmi, którzy mają podobne zainteresowania i światopogląd. Jeśli starzy znajomi nie nadążają za zmianami w psychice, zostają w tyle. Wielokrotnie zdarza się przecież, że w jednym roku dogadujemy się z innym kolegą z klasy niż w poprzednich i nie zależy to od niczego poza nami samymi. Zmiana szkoły oczywiście sprzyja takim zmianom, ale nie jest ich bezpośrednią przyczyną. Dowodem na to są wieloletnie przyjaźnie z „kolegą z ławki”.

Przeprowadzka wpływa na otoczenie człowieka w sposób o wiele bardziej widoczny i dotkliwy. Dlatego pójście na studia, czy rozpoczęcie pracy w zupełnie innym mieście to bardzo duża zmiana. Czy tak samo zmienia się świat w naszych umysłach? Z pewnością może pojawić się poczucie osamotnienia albo wręcz przeciwnie – spełnienie i odnalezienie swojego miejsca na świecie. No właśnie: może, ale nie musi. Akurat tak się składa, że mniej więcej w tym okresie człowiek biologicznie dorasta i niezależnie od tego jak potoczą się jego losy, jego spojrzenie na świat ulegnie zmianie. Zresztą w dzisiejszych czasach utrzymanie bliskiego kontaktu niezależnie od odległości wcale nie jest takie trudne więc otoczenie nie musi całkowicie się zmienić. Trzeba tylko chcieć, a to często o wiele większy problem.

Utarło się, że po ślubie człowiek staje się odpowiedzialny, tworzy rodzinę, że nie ma „ja” tylko „my”, że wszystko wygląda inaczej. Nie bardzo rozumiem dlaczego dwie bliskie sobie osoby miałyby w ciągu jednego dnia zmienić sposób myślenia. Owszem – przysięga zobowiązuje, daje pewność i stabilizację, ale w dzisiejszych czasach po pierwsze straciła na wartości (niestety), a po drugie najczęściej niewiele zmienia w życiu zainteresowanych. Jeśli para obraca się w pewnym środowisku to małżeństwo również będzie. No chyba, że ktoś celowo chce coś zmienić w swoim życiu, ale wtedy ślub jest pretekstem, a nie przyczyną.

Sytuacje, które nas zmieniają zdarzają się na każdym kroku. Jedne zmiany są nagłe, inne następują stopniowo. Nie można jednak ich wiązać z jakimiś konkretnymi datami czy wydarzeniami, bo z matematycznego punktu widzenia człowiek jest funkcją ciągłą i praktycznie nic poza traumatycznymi wypadkami nie następuje w nim nagle. Większość rzeczy jest konsekwencją decyzji i działań danej osoby lub innych ludzi i sama zmiana w otoczeniu to za mało żeby ją zmienić. Jeśli ktoś naprawdę czuje się dobrze takim jaki jest - nie zmieni się, jeśli w głębi siebie czuje się źle – wykorzysta każdy pretekst do zmiany.

„Jeśli nie ma zmiany, coś w nas usypia... i trudno to potem rozbudzić. Śpiący musi się obudzić.”

4 komentarze:

  1. ‎"...z matematycznego punktu widzenia człowiek jest funkcją ciągłą..." :D I'm lovin' it :D

    (jak obiecałam :P)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hyh. Też bardzo spodobało mi się odniesienie do fukncji!
    A swoją drogą... w moim życiu poza dwoma pierścionkami na palcu niby nie zmieniło się nic, kiedy wyszłam za mąż. Jednakże...było fajnie powiedzieć w restauracji "Yes, I'm waiting for my HUSBAND", ludzie zaczeli mnie (szczególnie Ci starsi) poważniej traktować. I nigdy ta odpowiedzialność za drugiego człowieka trochę się zwiększyła, chociaż z drugiej strony nie czułam się mniej 'odpowiedzialna' przed ślubem. Jednak myślę, że mentalnie coś się zmieniło, może to dlatego, że dla mnie przysięga ma znaczenie?...

    OdpowiedzUsuń
  3. Zapominamy chyba o kulturze. Człowiek może się zmieniać lub nie, ale zawsze konfrontuje swój dialog wewnętrzny z tym, czego oczekuje świat zewnętrzny. To przykre, że ludzie oceniają kogoś lepiej, bo ma obrączkę (dla mnie, bo jej po prostu nie mam). Ale tak właśnie działa kultura. Ślub jest w Polskiej kulturze nadal bardzo ważny. Rozwód jest towarem importowanym i wcale niepowszechnie akceptowanym. Człowiek jest taki, jakim widzą go ludzie. Nikt przecież nie może dowiedzieć się, co druga osoba roi sobie w głowie. Jednym słowem data i wydarzenie *mają* znaczenie. Z jakiegoś powodu przypomina mi się w takich rozważaniach szkolna lektura "Granica". Pozdrawiam. P.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie chodzi o to, że wydarzenie nie ma znaczenia, ale o to, że człowiek nie zmienia się nagle. Jest to pewien proces. Oczywiście - jest taki jakim go postrzegają inni ludzi, ale człowieka można ocenić na pierwszy rzut oka albo po 20-letniej znajomości. Jaki wtedy będzie? Człowiek jest jeden i ten sam i to co siedzi w jego głowie jest istotne.

    "Granicy" nie zdzierżyłem... jakoś mi niespecjalnie do gustu przypadła =D

    OdpowiedzUsuń