czwartek, 21 października 2010

101021

Wampir to istota wskroś słowiańska, a pamiętamy o niej wszyscy za sprawą naszych lubiących herbatę o 5 PM wyspiarzy. Wąpierz, tak bowiem u nas się na takiego osobnika mówiło, to nic innego jak kolejny maszkaron powstały z grobu. Przyczyną było niewłaściwe obchodzenie się ze zmarłymi. Wchodziła w grę klątwa, brak obrzędu, porzucenie, nagła śmierć, choroba i… skok zwierzęcia nad zwłokami zmarłego. Strasznie tego dużo. Pierwotna i prawdopodobna przyczyna powstania legendy jak zwykle była bardziej prozaiczna.

Najprawdopodobniej za wampiry uważano ludzi dotkniętych jedną z fotodermatoz (choroby skóry powodujące nadwrażliwość na światło) lub wadą genetyczną taką jak wampirzy zgryz, podwójny rząd zębów itp. Ponieważ tacy ludzie zwykle traktowani byli jak odszczepieńcy, zaczynali tworzyć własne społeczności na uboczu. Wady genetyczne z pokolenia na pokolenie się pogłębiały, co jest oczywiste przy małej ilości genów w puli, a ludzie ci, prowadzący nocny tryb życia, musieli faktycznie wyglądać upiornie dla przypadkowych przechodniów.

Pozostałe atrybuty wąpierza to oczywiście zdolność do metamorfoz w przeróżne dziwne zwierzęta, wrażliwość na światło, kołki osinowe, srebro i czosnek, a także umiłowanie do czerwonych napojów (i nie chodzi o wino – „I don’t drink…. Wine”). W skrócie: „dzieci nie łaźcie nigdzie po zmroku bez jakiegoś kołka, jedzcie cebulę i nie drażnijcie zwierząt”. Bardzo wychowawcze.

W obecnej kulturze wampir pojawił się za sprawą Brama Stokera i jego powieści epistolarnej „Drakula”. Opisany tam wampir to przeklęty Wład Palownik - dawno zmarły hrabia z Transylwanii (nota bene jeszcze za życia mający spore problemy z opinią publiczną), który starając się uzupełnić poziom płynów ustrojowych w organizmie przybywa do Londynu i gnębi mieszkańców ze szczególnym uwzględnieniem pewnej białogłowy. Jak wszyscy wiemy był to kiepski pomysł, ponieważ hrabia kończy z osinowym kołkiem w… sercu.

Powieść była wielokrotnie filmowana. „Nosferatu – symfonia grozy” z 1922r. przedstawia nam Draculę (musieli go przechrzcić na Orloka ze względu na prawa autorskie) w nieco karykaturalnym zwierciadle niemieckiego ekspresjonizmu. Gra cieni, przerażających kształtów i niedopowiedzeń. Robi nieco mniejsze wrażenie niż „Gabinet doktora Caligari”, ale i tak warto poświęcić chwilę na obejrzenie tego widowiska. O wiele ważniejszym dla wizerunku wampira był film z 1931r. „Drakula”. To właśnie tam zaprezentowano nam najbardziej klasycznego i schematycznego wampira. Pamiętacie Liczyhrabiego (Count von Count) z Ulicy Sezamkowej? Wielki nos, włosy ułożone do tyłu, czarny płaszcz, syczenie zasłaniający gdy trzeba twarz – tak właśnie wyglądał Bela Lugosi w „Drakuli”. Nawet „wampirzy” sposób mówienia – powolny, wyraźny, o dziwnym akcencie i śmiesznej wymowie ‘r’ – jest zaczerpnięty od tego aktora węgierskiego pochodzenia. Słowem – klasyka klasyki. Bez tego filmu nie byłoby wampira takiego jakim go znamy. Sam Lugosi został zresztą pochowany w stroju Drakuli.

Potem były inne ekranizacje „Drakuli” – z udziałem min. Christophera Lee (tak tak, to Saruman i hrabia Dooku), Gary’ego Oldmana jak i Leslie Nielsena – mniej lub bardziej trzymające się powieści. Powstała też cała masa innych filmów, gier i książek o wampirach. Mamy wampiry inteligentne („Wywiad z wampirem”, „Underground”), narysowane („Hellsing”, „Vampire Hunter D”), będące mięsem armatnim („Blade”, „Van Hellsing”), broniące swoich zamków („Castlevania”), „uczuciowe” („Zmierzch”), śmieszne („Drakula – wampiry bez zębów”), groteskowe („Drakula” 1992), śpiewające („Taniec wampirów”), o religijnym pochodzeniu („Drakula 2000”) jak i biorące się zupełnie znikąd („30 dni nocy” – polecam komiks). Dla każdego coś miłego. Z bardziej spójnych wizji dotyczących jedynie wampirów mamy świat Anny Rice oraz Świat Mroku. Możemy patrzeć historycznie („Wład Palownik. Prawdziwa historia Drakuli”), możemy też traktować wampira jedynie jako jednego z bohaterów („Wiedźmin”, sporo gier komputerowych).

Słowem – dzisiejsza pop i nie tylko pop kultura wyglądałaby zupełnie inaczej gdyby Słowianie nie wymyślili wąpierza, Bram Stoker Drakuli, a Bela Lugosi czarnego płaszcza i zaczesanych włosów.

1 komentarz:

  1. polecam książkę 'Historyk' E. Kostovy, dość grube tomisko opowiadające historię Drakuli. Umiejętne splecenie faktów i powieściowej fikcji. Aż dreszcz przechodzi ciało kiedy się czyta i ciągle ma się wrażenie, że wszystko co czytasz jest najprawdziwszą prawdą (: i po części tak właśnie jest.

    OdpowiedzUsuń